Ewciu, ale ślicznie narysowałaś
Hej, tu Ewa
poniedziałek, 17 marca 2014
Rysowanie
Teraz bardzo lubię rysowanie. Rodzice bardzo mnie chwalą za talent, umiłowanie do szczegółów i wierność oddania.
niedziela, 16 lutego 2014
Jesteśmy już prawie jak "miejscowi", czyli Peppa jedzie do ZOO.
O tym, czy człowiek jest "miejscowym" wiadomo w chwili gdy zapytają go o drogę. Parę dni temu, gdy wracaliśmy z ZOO, w naszym uroczym miasteczko-wsi zostaliśmy zatrzymani przez kobietę, która wychyliła się z auta wypełnionego po brzegi bagażami i innymi członkami rodziny i spytała o stację kolejową i Podstawową Szkołę Narodową (chyba, w każdym razie o jakąś szkołę). Poczuliśmy się jak miejscowi i dumnie (choć jeszcze bez irlandzkiego akcentu) odparliśmy gdzie jest szkoła (staliśmy przecież obok niej) i stacja, bo właśnie pociągiem powróciliśmy z Dublina.
A dokładniej dwoma pociągami: Do Kilcock z Maynooth za drobne 10 Euro (jedna stacja, 6 km) ale nie szkodzi, bo z Dublina do Maynooth (4 stacje z 20km) było na gapę więc rachunek jakoś przełknęliśmy. Od razu pragniemy wyjaśnić, że na gapę nie było z naszej winy. Stacja w Dublinie, której nazwy nawet nie pamiętamy, nie miała nie tylko kasy biletowej, ale nawet biletomatu, co więcej nie było ani jednego oznaczenia, który peron to 1, a który 2, megafonów też nie było. Nic nie było. Pasażerów też nie było.Stacja po środku, pola, Dublin dawno za nami, przed nami w oddali lotnisko i tylko my na peronie, przez godzinę, w oczekiwaniu na pociąg widmo dyskutujemy czy Kilcock jest w lewo, czy w prawo i czy pociągi też obowiązuje ruch lewostronny.
O tej cudownej stacji dowiedzieliśmy się z niezastąpionej google maps, gdy po 2 godzinnym spacerze po ZOO trochę już zmęczeni zdecydowaliśmy się na powrót do domu. No i ta stacja wydawała się najrozsądniejszym rozwiązaniem, była dość blisko, czyli z jakieś 3 km od ZOO, a pociąg miał być za jakieś 2 godziny, więc był w naszym zasięgu.
Trzy kilometry to dla nas nic, bo do ZOO szliśmy 5 km na piechotę, gdyż po oddaniu samochodu do wypożyczalni, w prawie centrum Dublina okazało się, że autobusy do ZOO nie jeżdżą i że to jakieś 3 przesiadki i nikt nie wiedział jak tego dokonać i w co i gdzie wsiąść. Poradzono nam podróż kolejką, która owszem była dość blisko, ale gdy dotarliśmy Pan w okienku poinformował nas, że pociąg właśnie odjechał, a jest niedziela i następny będzie ze godzinę. No a wiadomo, w godzinę to my na piechotę sami dojdziemy, więc po co czekać?
Więc poszliśmy do tego ZOO na piechotę, a że trochę dłużej nam wyszło, bo jednak czasem trzeba wyjść
z wózka, a czasem pójść na barana, a potem chwilę na nóżkach, a potem popatrzeć na łabędzie nad kanałkiem, a czasem popchać trzeba swój wózek, a potem chce się jeść i trzeba znaleźć sklep z bułą, no a potem to już się nic nie chce i trzeba chwilkę popłakać, to wszystko drobiazg. Grunt, że po jakiejś półtorej godziny przed nami zaczął majaczyć park Phoenix, w którym onegdaj mama i wujek M. walczyli (z małym sukcesem) o Mistrzostwo Europy Kurierów Rowerowych.
W Parku tym mieszczą się dwie ważne instytucje ZOO i główna kwatera policji. Minąwszy tę drugą, już prawie dochodziliśmy do tej pierwszej, szczęśliwi, że po trudach podróży wreszcie jesteśmy u celu, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że jedna członkinii naszej eskapady właśnie zbiera się na drzemkę. I choć nie przypuszczaliśmy, że do tego kiedykolwiek dojdzie, z ust Matki (ktora jest tylko jedna) padły słowa dotąd niesłyszane: "Błagam cię nie śpij!"
Tata szczypał, mama błagała i jakimś cudem w pełni świadomi dotarliśmy do ZOO. Potem już tylko dwie godziny zwiedzania i mogliśmy spokojnie rozpocząć opisaną wyżej podróż do domu.
Wyczerpani po jakichś 14 km maszerowania (do ZOO, z ZOO, ze stacji do domu itd) dotarliśmy do domu.Cóż to jednak jest wobec szczęścia wymalowanego na twarzy dziecięcia radego z widoku małp i innych tygrysów.
Nasze poczucie spełnienia dopełniło zaufanie jakim obdarzyła nas nauczycielka pytając o drogę na stację i do swojego nowego miejsca pracy. Mamy nadzieję, ze tam dotrze bez problemu, w końcu jesteśmu już "miejscowymi" i lokalna geografię oraz logistykę mamy w małym palcu.
PS: Jak następnego dnia dowiedziałam się od sąsiadki, szkoła, którą wskazałam nauczycielce nie jest tą, o którą pytała. Coż, drobiazg. Tym mniejszy wobec odkrycia, którego dokonałam jadąc do pracy autobusem dnia następnego.
Przystanek autobusowy jest 2 razy bliżej niż stacja kolejowa, czyli jakieś 10min na piechotkę, bilet "do miasta", jak mówi się tu na Dublin, kosztuje 7.70 w obie strony i autobus zatrzymuje się tuż obok ZOO.
Uzbrojeni w tę tajemną wiedzę miejscowych z pewnością skorzystamy z niej jeszcze nie raz. W Zoo było na prawdę fajnie.
środa, 12 lutego 2014
Wprowadzka
Jak już mówiłam
mamy nowy dom. Wielkie domisko, rodzice snują się i nie wiedzą co się robi z
taką przestrzenią. Ja na szczęście nie narzekam, mam gdzie jeździć na
hulajnodze, którą mama dostała jako prezent powitalny od kolegi z pracy . Szkoda
tylko, że nie pozwalają mi chodzić na górę, a schody są jednak najfajniejsze bo
można z nich zjechać na brzuchu, albo na pupie. Nawet już dwa razy się sturlałam!
Poza tym taki dom
to dużo roboty. Trzeba przede wszystkim go znaleźć. A to wymaga następującej
ceremonii: Do samochodu, za oknem leje, wysiadamy, zwiedzamy jakiś obcy dom,
zimno, siku na próbę (zrobiłam w każdym z 8 zwiedzanych), wychodzimy (Bogu
dzięki! bo widok raczej straszny, w jednym domu gałąź wchodziła przez dziurę do
środka), do auta i znowu wysiadamy, znowu oglądamy, znowu siku, znowu mi zimno!
Mam dość. Dobrze, że wreszcie rodzice postanowili tu osiąść bo jeszcze jedno
zwiedzanie i nie wiem czy bym dalej wytrzymała.
No ale na tym
oczywiście robota się nie kończy, bo trzeba się wypakować: więc ubrania z torby
do komody, z komody do szafy, a może jednak do komody? Przy okazji można coś
przymierzyć, wytrzepać, odświeżyć i tak czas mija.
No a potem meble.
Właściwie to nie wiem czemu „potem”. Czemu przez tydzień zmuszana byłam do
gnieżdżenia się z mamą i tatą w jednym łóżku? Tata na szczęście się wyniósł
szybko do pokoju gościnnego, no ale mama mogłaby się posunąć.
Na szczęście
łóżko już jest, dodatkowo obłowiłam się w zestaw śniadaniowy czyli „stolik plus
krzesełko”. Jeszcze tylko musiałam to poskręcać, przy drobnej asyście tatusia i
jest bosko.
Bardzo męczące są przeprowadzki, więc na razie, tymczasem,
Pa! Pa!
wtorek, 11 lutego 2014
Peppa has moved!
Wreszcie, po roku niepewności, czy aby warto, czy się opłaca, a co jeśli, a nóż-widelec itd. Stało się. Zostałam wyeksportowana do Irlandii. Na szczęście mój dom jest tam, gdzie Peppa moja, więc może jakoś przeżyję. W każdym razie Peppa się rozgościla, więc i ja jakoś dam radę, cóż chyba nie pozostaje mi nic innego.
sobota, 6 października 2012
Literatura Piękna
Mama wreszcie coś opublikowała. W końcu jest doktorem, Cambridge zobowiązuje, a wiadomo: publish or perish, i praca się sama nie znajdzie, więc mama postanowiła zabrać się do roboty. Liczymy na pozytywne recenzje, a żeby uniknąć oskarżeń o plagiat pozdrawiamy http://www.imagineourlife.com/ i dziękujemy za inspirację.
środa, 26 września 2012
No co ta matka mi znowu zrobiła?
Wakacje niestety już minęły. Było pięknie, jezioro i las i nauczyłam się chodzić. Tata nie jest zbyt zadowolony. Ciągle biega za mną i woła "zwolnij, zwolnij", i pyta czemu już nie raczkuję, bo tak było bezpiecznie i mógł kawkę spokojnie wypić. Teraz też może, proszę bardzo. Muszę pilnować mamy, więc nie mam czasu na kawki z tatusiem. Mama raz podstępnie mi zwiała: poszłyśmy spać razem, jak zawsze wieczorem, rano, koło 4 jeszcze była. Pamiętam, bo korzystałam z bufetu. A potem się budzę a jej nie ma! wróciła wieczorem, nie wiem gdzie była i po co. Czuję, że ma ochotę na więcej takich eskapad, bo jeszcze jakąś Panią, co mówi dziwnym językiem sprowadziła, żeby się ze mną niby bawiła. Ale wiadomo o co chodzi. Chce się mnie pozbyć. Muszę więc jej pilnować.
Powodowana tymi przesłankami, postanowiłam wreszcie zadać to pytanie, którzy wszyscy co się na mamie poznali dużo wcześniej, zadawali już od moich narodzin: "no co ta matka mi znowu zrobiła?"
Powodowana tymi przesłankami, postanowiłam wreszcie zadać to pytanie, którzy wszyscy co się na mamie poznali dużo wcześniej, zadawali już od moich narodzin: "no co ta matka mi znowu zrobiła?"
no jak to co? dwie pary gaci powiększających pupę zrobiła
gacie krótkie jak z w-fu enerdowskich siatkarek
zestaw kung-fu panda
fartuszek z pumpami na wspomnienie czasów świetności tatusia
i dwa dodatkowe zestawy inspirowane tatinkiem
bluzę krasnala i dresik w paseczki.
Jak nic chce się mnie pozbyć, po co inaczej zrobiłaby ten namiot i materac?
I jak tu żyć???
wtorek, 8 maja 2012
Wakacje
Ostatnio pojechałam na wakacje. Tak mi powiedzieli rodzice, że to wakacje, chociaż dużo nie odpoczęłam. Chyba, że od taty, który nie wiem czemu, z nami nie pojechał. Może już mnie nie kocha? A może, rodzicom się coś pomyliło i to my wyjechałyśmy z mamą, żeby on mógł mieć wakacje od nas? Tak czy siak, ja pracowałam jak mała pszczółka, no i w związku z tym, że taty nie było, poniżej przedstawiam fotorelację, z moich mozolnych wysiłków - żeby tata wiedział, czym się zajmuję, gdy on odpoczywa:
Na początek zajęłam się mamą: fryzura i masaż obowiązkowe.
Potem ogrodnictwo
Włączając w to pracę na ciężkim sprzęcie
Ponieważ troszkę się przybrudziłam, konieczna była kąpiel, podczas której jednak nie próżnowałam tylko uczyłam pływać kaczkę.
Podjęłam też trochę prac domowych u Remuszków, bo mi się żal zrobiło Maćka, gdy zobaczyłam jego słynną listę zadań do wykonania
Na koniec zabrałam się jeszcze za pomoc przy pracach kuchennych i obieraniu oraz selekcji szparagów.
Potem zostało mi już tylko pranko do zrobienia
I wreszcie zasłużony odpoczynek
To tak w skrócie, bo pełna dokumentacja moich wakacyjnych dokonań dostępna jest tutaj
Subskrybuj:
Posty (Atom)