środa, 19 października 2011

U Doktora.


Dziś skończyłam sześć tygodni to oznacza, że musiałam się pojawić u doctora na kontroli lekarskiej. Wizytę miałam umówioną na czternastą piętnaście, więc wcześniej w ramach porannej przebieżki rodzice zabrali mnie do sklepu AGD. Mama słabo sypia a ja nocami wydaję odgłosy starego trabanta, lekarstwem na to ma być nawilżacz.
Byliśmy w sklepie Jona Lewisa, ale u niego lipa, był tylko jeden model i to chyba ostatni egzemplarz, rozczarowani poszliśmy dalej do sklepu Argos, to podobno ulubiony sklep przyjaciółki rodziców, Fedi. Śmiesznie jest w nim, bo tam prawie nie ma półek z towarem tylko są katalogi, kartki i ołówki. Z katalogu wybiera się model, wpisuje się specjalny kod ołówkiem na kartce i idzie się z tą kartką do kasjerki. Ta przyjmuje od nas zapłatę i czekamy na towar, który przyjeżdża specjalnym taśmociągiem. Bardzo ciekawe. Pierwszy raz widziałam sklep w takim wydaniu.

Powracając do nawilżacza mieli w tym sklepie 9 typów. Rodzice nie mogli się zdecydować, a Tata stwierdził, że najgorzej jest mieć wybór.
W sumie to trochę losowo kupili w końcu jeden.

Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc poszliśmy na drugie śniadanie do kafejki, a z stamtąd do przychodni.

U lekarza pokazałam co to znaczy rozbierać mnie jak słodko śpię, zaczęłam głośno płakać. Byłam bardzo zawiedziona, bo za bardzo na nikim to nie zrobiło wrażenia, mało tego zdjęli mi jeszcze pieluchę. Leżałam tak na golasa na wadze, która wskazała 4646gr., później położyli na miarce i mierzę 54 cm długości, byłoby wysokości jakbym umiała stać.

Rodzice, a głównie Tata martwił się, że jestem ślepa, Pani doktor go uspokoiła i twierdzi, że widzę. Tata nadal nie jest o tym przekonany, to moja słodka tajemnica.
Sprawdzali mi jeszcze ruchomość stawów i takie tam. Mama też się spytała czy mogę już iść na basen, a Doktorka powiedziała, że są dwie szkoły. Jedna mówi, że tak, a druga mówi by poczekać do pierwszych szczepień i ona stoi za ta drugą.

Reasumując, bardzo dobrze przybieram na wadze, mam silną szyję, ale trochę jestem niska lub krótka. Podobno mamy się tym nie martwić bo dzieci różnie rosną i możliwe że wystrzelę jak przebiśniegi na wiosnę. Pani pielęgniarka dodała, że na pewno mam silne i zdrowe płuca.

Jak wróciliśmy do domu to rodzice uruchomili nawilżacz i teraz mamy jak w dżungli.


Ewa.  

poniedziałek, 17 października 2011

Konferencja.


Dziś Mama miała konferencję, na której wygłaszała swój referat. Cały weekend się do niej szykowała.
Wstaliśmy rano, Mama mnie nakarmiła i pojechała rowerem, tu warto zaznaczyć, że była to jej pierwsza przejażdżka od nie wiadomo kiedy.
Przed Tatą było trudne zadanie, robić wszystko bym się nie obudziła przed trzynastą. O tej godzinie umówili się by mnie nakarmić.
Najlepszy sposób bym długo spała to oczywiście spacery. Poszliśmy więc na rozgrzewkę nad rzekę.
Zaczął się chyba sezon na moczenie kija, bo nad wodą siedzi wielu panów i łowi ryby, mają olbrzymie parasole i dużo jakiś pudełek z nie wiadomo czym. Mając na uwadze ich koncentracje na spławik, staraliśmy się nie trzaskać bramkami dzielącymi pola, te bramki służą do tego by krowy nie mogły zmieniać miejsca stołowania, Anglicy na nie mówią kiss gate, to wiem od mamy.
W lasku, gdzie robimy ostatnio nawrotkę, zauważyliśmy z Tatą, że ktoś ma w ogrodzie klasyczną budkę telefoniczną i dużego zająca, to chyba ten sam co z „Alicji w Krainie Czarów”, ale nie jestem pewna bo jeszcze tego nie czytałam, ani nie widziałam.
Znad rzeczki poszliśmy na chwilę do domu by tata mógł coś przekąsić.
Miał mało czasu, ale mama zadzwoniła i powiedział, że mamy go więcej. Nie słyszałam rozmowy, ale podejrzewam, że mama powiedziała, że się spóźni.
Gdy tata naładował brzuszek to poszliśmy na umówione miejsce spotkania z Mamą, to znaczy do kawiarni w kościele. Tu podobno panowie Księża kiepsko stoją z kasą i muszą dorabiać adaptując kościoły na kawiarnie.
Mama się spóźniała i chodziliśmy w kółko bym się nie obudziła. Wreszcie przyszła i poszliśmy do biura abym mogła się najeść.
Napchałam brzuszek, Mama coś sobie wydrukowała i poszła na drugą część konferencji, tym razem musiałam wytrzymać do siedemnastej.
Poszliśmy zobaczyć dzielnice bogaczy przy rzece a później znów nad rzekę, bo w mieście pełno studentów i wszędzie jest ciasno i tłoczno. Muszę powiedzieć, że na drugiej rundzie nad rzeczką Tacie wyraźnie siadło tępo. No cóż, młody to on już nie jest.
Końcówkę strzeliliśmy przez Ostatni Raj z finiszem przez plac zabaw.
Jak weszliśmy do domu od razu poczułam głód i zaczęłam płakać. Mamy nie było w związku z czym postanowiłam płakać do samego jej przyjścia. Za chwilę wpadła jak torpeda rozbierając się w trzy sekundy. Dostawszy co moje przestałam krzyczeć.
Mama podobno bardzo dobrze wypadła na konferencji, podobno była jedną z najlepszych i wielu się podobało to co mówiła.
Już jestem najedzona.



Ewa

piątek, 7 października 2011

Miesiąc za mną.


Dziś kończę pierwszy miesiąc, jestem już dużą panną. Mam coraz więcej do powiedzenia a mój głos jest coraz bardziej donośny.
Rodzice chyba są ze mnie dumni choć czasami wyglądają jakby całkowicie stracili kontakt z tym światem, całe szczęście, że nie zapominają się mną zajmować, bo wiele rzeczy jeszcze sama nie mogę zrobić.
Cały czas jest z nami Babcia, dużo spacerujemy i zwiedzamy. Dziewczyny interesują też sklepy, ja niestety chodzę z Tatą, a on nie lubi sklepów, przez co one świetnie się bawią, a ja z Tatą robię tak zwaną „bazę”. Szkoda bo też lubię różne bajery i ciuszki, choć podobno mam ich więcej od Mamy.
Dziś w ten cudowny dzień postanowiliśmy wejść na kościelną wieżę. Nikt z nas tam wcześniej nie był. Podobno jest wysoka a wejście na nią wyczerpujące i kręte. Mama mówiła, że w zeszłym tygodniu wchodząc na nią zasłabła jakaś pani i już nie mogli jej znieść, więc musiała przyjechać straż pożarna i rozstawić swoją najdłuższą drabinę i panowie strażacy ściągnęli ją na dół.
Swoją drogą musiała być zadowolona z takiego obrotu sprawy bo podobno każdy strażak jest silny i przystojny.
Po południu party!!! Babcia przyniosła dwa torty jeden bardzo smaczny a drugi zrobiony z pieluch, ozdobiony sztucznymi różami i fajerwerkiem.
Przyszły też moje ulubione przyjaciółki, Emily i Megan a także Hans, który nie jest moją przyjaciółką, bo jest mężczyzną.
Było świetnie bo dostałam prezent w postaci kombinezonu do pływania, ciasto było pyszne a Baileys smaczny. Z tego szczęścia postanowiłam coś zaśpiewać i wiecie co się stało, Tata zapakował mnie do szelek, i poszliśmy koncertować do parku, a ja chciałam w domu. Nie wiem o co im chodzi, ja się cieszę a oni mnie wynoszą.
Jak zacznę mówić to się ich spytam o co w tym biega, bo jak na razie to rodzice zachowują się dla mnie irracjonalnie.




Ewa

P.S. Jak naciśniecie to kolorowe słowo to zobaczycie więcej zdjęć. słowo