Dziś Mama miała konferencję, na
której wygłaszała swój referat. Cały weekend się do niej
szykowała.
Wstaliśmy rano, Mama mnie nakarmiła i
pojechała rowerem, tu warto zaznaczyć, że była to jej pierwsza
przejażdżka od nie wiadomo kiedy.
Przed Tatą było trudne zadanie, robić
wszystko bym się nie obudziła przed trzynastą. O tej godzinie
umówili się by mnie nakarmić.
Najlepszy sposób bym długo spała to
oczywiście spacery. Poszliśmy więc na rozgrzewkę nad rzekę.
Zaczął się chyba sezon na moczenie
kija, bo nad wodą siedzi wielu panów i łowi ryby, mają olbrzymie
parasole i dużo jakiś pudełek z nie wiadomo czym. Mając na uwadze
ich koncentracje na spławik, staraliśmy się nie trzaskać
bramkami dzielącymi pola, te bramki służą do tego by krowy nie
mogły zmieniać miejsca stołowania, Anglicy na nie mówią kiss
gate, to wiem od mamy.
Znad rzeczki poszliśmy na chwilę do
domu by tata mógł coś przekąsić.
Miał mało czasu, ale mama zadzwoniła
i powiedział, że mamy go więcej. Nie słyszałam rozmowy, ale
podejrzewam, że mama powiedziała, że się spóźni.
Gdy tata naładował brzuszek to
poszliśmy na umówione miejsce spotkania z Mamą, to znaczy do
kawiarni w kościele. Tu podobno panowie Księża kiepsko stoją z
kasą i muszą dorabiać adaptując kościoły na kawiarnie.
Mama się spóźniała i chodziliśmy w
kółko bym się nie obudziła. Wreszcie przyszła i poszliśmy do
biura abym mogła się najeść.
Napchałam brzuszek, Mama coś sobie
wydrukowała i poszła na drugą część konferencji, tym razem
musiałam wytrzymać do siedemnastej.
Poszliśmy zobaczyć dzielnice bogaczy
przy rzece a później znów nad rzekę, bo w mieście pełno
studentów i wszędzie jest ciasno i tłoczno. Muszę powiedzieć, że
na drugiej rundzie nad rzeczką Tacie wyraźnie siadło tępo. No
cóż, młody to on już nie jest.
Końcówkę strzeliliśmy przez
Ostatni Raj z finiszem przez plac zabaw.
Jak weszliśmy do domu od razu poczułam
głód i zaczęłam płakać. Mamy nie było w związku z czym
postanowiłam płakać do samego jej przyjścia. Za chwilę wpadła
jak torpeda rozbierając się w trzy sekundy. Dostawszy co moje
przestałam krzyczeć.
Mama podobno bardzo dobrze wypadła na
konferencji, podobno była jedną z najlepszych i wielu się podobało
to co mówiła.
Już jestem najedzona.
Ewa
Zaniepokojona brakiem ścisłości w reportarzu córki pragnę donieść, że wiadomo dokładnie kiedy byłam ostatni raz na rowerze, było to 6 września. Ale mała może tego nie pamiętać bo mimo, że jechała wtedy ze mną to była do góry nogami, a jej głowa mocno naciskała na siodełko co mogło wpłynąć na wrażenia z tej podróży.
OdpowiedzUsuń