piątek, 30 września 2011

The Lodge - leśny rezerwat.


Jak Dziadowujek coś obieca to można być pewnym, że dotrzyma obietnicy.
Przyszedł rano z Babcią i zapytał, to dokąd jedziemy tym razem. Tata wczoraj wieczorem szukał gdzie pojechać. Akcja wywiadowcza przeprowadzona za pomocą Google Maps utwierdziła nas w wyborze: The Lodge – leśny rezerwat przyrody.
Znowu wsiedliśmy do mojego ulubionego wozu i pomknęliśmy ku przygodzie.
Pogoda i humory dopisywały, gdy dotarliśmy przekonaliśmy się, że zdjęcia satelitarne nie kłamały, to był las, a w nim pałac z ogrodem.
Miło było pospacerować pośród drzew. Usiąść na ławce i posłuchać ćwierkających dla nas ptaków.
Byłam zachwycona. Paweł nawet powiedział, że tam pachnie jak w Polsce.
Znaleźliśmy jeżyny, słodkie kasztany przy których były wiewiórki. Widziałam jeszcze taką średnią krowę z rogami, stała pod drzewem. Mama ją wypatrzyła, to nie była tak naprawdę krowa, ale nikt nie wiedział co to było więc mówię na to coś „średnia krowa”.
W ogrodzie urządzonym w stylu francuskim zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, zjedliśmy ciastka i jabłka, a ja napiłam się mleka.
Na koniec wycieczki dorośli zafundowali sobie lody.
Dziękuję Ci Dziadowujku Pawle za super wycieczki.

Ewa
P.S. Więcej zdjęć jak klikniesz tu.

czwartek, 29 września 2011

Rezerwat przyrody w Fowlmere.


Rano wstałam jakaś poddenerwowana, oczywiście w tym stanie nie chciałam pozostać sama. Nerwową atmosferą podzieliłam się z rodziną. Zintegrowaliśmy się razem moim płaczem.
Zdesperowani rodzice nie wiedzieli co mają czynić, Babcia i Dziadowujek Paweł też się pogubili.
Dorośli wpadli na pomysł, że jest mi za gorąco w szelkach to może wezmą i wyciągną głęboko schowany wózek.
Wyciągnęli to cacko, pościelili, na wszelki wypadek wzięli też moje ulubione szelki.
Zapakowano mnie czyli Królową do karocy i puścili się galopem nad rzekę.
Niestety nie wiedzieli, że wózek wcale mnie nie podnieca i cisza trwała dosłownie chwilę.
Skończyło się na tym, że siedziałam w ulubionych szelkach u Mamy a Tata pchał pusty wózek.
Na wysokości Grandchester usiedliśmy na trawie tuż przy brzegu i rozmawialiśmy o ciekawych rzeczach.
Później spacer po Grandchester, ale, że to jeszcze większa dziura niż Cambridge to zaraz wróciliśmy na wytarty szlak.
Po powrocie do domu Paweł zaproponował, że może gdzieś pojedziemy, bo Cambridge znamy już jak własną kieszeń.
Ja mogę jeździć już samochodem, bo wczoraj dostałam od P. Esteli fotelik.
Przez moment myśleliśmy o Audley End, tam podobno są takie miniatury pałaców, tak twierdzi Tata, bo przejeżdżał koło tych budowli nie raz na rowerze, natomiast Mama mówi mu wiecznie, że jest w błędzie i to są normalnych gabarytów budynki.
Naszą wizytą mieliśmy rozwiązać ten spór, niestety Tata pogrzebał w internecie i podobno odwiedziny tego miejsca dosyć dużo kosztują. Stwierdziliśmy, że bardzo lubimy swoje pieniądze i może lepiej poszukamy czegoś za darmo.
Tata naprawdę jest niezły, bo przypomniał sobie że w Fowlmere jest rezerwat przyrody i jest on za darmo a do tego niedaleko.
Zapakowaliśmy się do lśniącego BMW, to moja ulubiona marka, wcześniej jechałam jeszcze Peugeotem, ale był mniejszy i słabszy, i pojechaliśmy.
Było tak jak myśleliśmy, przede wszystkim za darmo, otwarte non-stop. Niestety tata zapomniał szelek i za to musiał mnie nosić w foteliku co mi zupełnie nie przeszkadzało.
W rezerwacie były ścieżki i mogliśmy w specjalnych domkach podglądać ptaki. Widzieliśmy też sarny, zające, osy(Paweł twierdzi, że to kontynentalne owady bo są duże), pstrągi, kaczki i inne ptaki,a i kangura, który przebrał się za chińskiego jelenia. Po drodze zaliczyłam też obiad, było tak miło, że jak postanowiliśmy wracać to się rozpłakałam, bo to bardzo fajne miejsce.
Z wycieczki bardzo cieszyła się też Mama, bo ona wiecznie siedziała w biurze i mało zwiedziła ten kraj, cieszyła się tak jak ja. Z Mamą wiele rzeczy robimy tak samo.
Po powrocie kolacja i postanowienie, że następnego dnia też gdzieś pojedziemy.



Ewa 
P.S. A tu możecie sobie obejrzeć zdjęcia z tej wycieczki.

środa, 28 września 2011

Poznaję Babcię i Dziadowujka.


Wujek Marcin wyjechał, ale podobno czekamy na następnych gości. 
Pogoda dopisuje i rodzice z samego rana zabrali mnie na plac zabaw. Tam mieliśmy spędzić miło czas czekając na Panią Pielęgniarkę. Plac zabaw jest tuż obok domu więc dorośli się nie nachodzili. Pobujałam się na huśtawce, ale nie za długo bo zaraz zadzwoniła Pani Pielęgniarka, że przyszłaby wcześniej. Rodzice nie robili problemów i się zgodzili.
Dziś miałam być ważona i rodzice obstawiali moją wagę, Tata strzelił 3,65kg a Mama 3,7. Ja ich zaskoczyłam bo po położeniu mnie na wagę na wyświetlaczu pojawiła się cyfra 4,04kg. Rodzice zrobili karpia i nie mogli uwierzyć. Pani Pielęgniarka była bardzo zadowolona, świetnie rosnę i już nie będzie nas odwiedzać, jak będzie mnie coś boleć to mamy już chodzić do naszego lekarza rodzinnego. Szkoda, bo ta Pani jest bardzo miła.
Pani sobie poszła a my znowu poszliśmy na plac zabaw, tym razem czekamy na Babcię i Dziadowujka Pawła. Nigdy ich nie widziałam i nie wiem czego się spodziewać. Postanowiłam się nie martwić bo Wujka Marcina też nie znałam a okazał się fajny.
Trochę się pobawiliśmy i po godzinie przyjechali.
Babcia jak mnie zobaczyła to uśmiechnęła się od ucha do ucha i wyglądała na szczęśliwą, Dziadowujek gratulował rodzicom, trochę tego nie rozumiem bo przecież to ja się wyciskałam a nie oni. Fajne też jest to, że jak kogoś poznaję to przeważnie dostaję prezenty, nie to, że nie lubię poznawać i nic nie dostawać, ale to jest miły zwyczaj.
Dostałam książki od Cioci i Wujka Kuśmierków, od Super Prababci medaliony, od Pani Joanny super kubek, od Dzadowujka grę, no i od Babci sporo rzeczy.
Państwo Starsi strasznie się mną cieszyli, Babcia mnie trzymała i było fajowajsko.
Później jak zwykle nad rzeczkę, ale nie za długo bo tego dnia jeszcze jedne odwiedziny.
Po południu wpadła miła Pani Estela. Ta Pani poznała się z Mamą przez FreeCycles i dała nam łóżeczko a tym razem miała dla mnie taką bujankę i ubranka, z których wyrosło jej dziecko. Estela jest bardzo miła i przyjechała ze swoim synkiem. Starsi sobie rozmawiali a ja patrzyłam na tego chłopca, podobno kiedyś też mam być taka duża jak on.
Żeby tego było mało dostałam od niej fotelik do jazdy samochodem bym mogła podróżować.
Pani Estela pozbywa się wszystkiego bo powiedziała, że nie chce już mieć trzeciego dziecka a te rzeczy ją kuszą.
Później poszliśmy na spacer po mieście z Babcią i Dziadowujkiem, i Rodzicami.
To był bardzo fajny dzień.




Ewa.

poniedziałek, 26 września 2011

Małe zwycięstwo.





Dziś Wujek pojechał odwiedzić rodzinę w Londynie, mamy się spotkać po południu lub wieczorem.
Rodzice wstali trochę pod męczeni bo wieczorem i w nocy dałam im czadu. Miało być jak zwykle, śniadanie i spacer, ale ta rutyna zaczęła mnie denerwować. Postanowiłam włączyć syrenę. Tata cały pobladł, Mama widząc bladość Taty szybko mnie spakowała i poszłyśmy same na spacer. Były damskie pogaduszki i mogłyśmy porozmawiać o prywatnych sprawach.
Tata zamiast położyć się i odpocząć wyciągnął odkurzacz i posprzątał mieszkanie, Mama mi powiedziała, że Tata w ten sposób odpoczywa.
Trochę posiedziałam z nimi w domu i pomyślałam, że mają ze mną za dobrze więc znów syrena. Tym razem pobladła Mama, Tata widząc bladość Mamy szybko mnie spakował i poszliśmy na spacer nad rzekę a Mama została. Tata to trochę mruk, bo chyba nie wymieniliśmy zbyt wielu zdań, za to spacer był długi.
Po powrocie zastaliśmy śpiącą Mamę, dałam jej jeszcze pospać i byłam cichutko.
Śmieszni są ci moi rodzice.
Ewa

sobota, 24 września 2011

Spacery, spacery...


Wujek Marcin przywiózł ze sobą ładną pogodę, więc dużo czasu spędzamy poza domem. Rano idziemy na łąki nad rzeką a wieczorem spacerujemy po mieście. Czasami spotykamy znajomych.
Ostatnio poznałam Agnieszkę i Marcina, i ich córkę Julię, są bardzo mili. Julia jest starsza ode mnie i już chodzi więc nie byłam dla niej super koleżanką.
Nad rzeką siedzimy sobie na kocyku i rozmawiamy o przeróżnych rzeczach.
A tak naprawdę to tyle chodzimy bo poznałam sposób na wydawanie nowych wysokich tonów. Jak rodzice je usłyszą to od razu mnie pakują do nosidełka i wychodzą. Robią to chyba szybciej niż żołnierze. Śmiesznie ich widzieć tak zorganizowanych. To nosidełko mnie uspokaja i lubię w nim chodzić, wtedy zapominam o moich umiejętnościach wokalnych. Tata już tyle się nachodził, że codziennie przed snem masuje stopy a Mama śpi jak zabita. Choć robię im niezłą zaprawę nadal mnie kochają.
Babciu weź ze sobą wygodne buty.



Ewa

czwartek, 22 września 2011

Wujek Marcin.


Rodzice zjedli śniadanie i poszli w stronę centrum, mówiąc, że po kogoś idziemy. Ja za bardzo nie wiedziałam o kogo i o co chodzi bo to raczej do nas ludzie przychodzą a nie na odwrót.
Teraz już wszystko rozumiem. Szliśmy po wujka.
Spotkałam go na drodze do basenu, a precyzyjniej rzecz biorąc w Parker's Piece, czyli w parku z małą ilością drzew za to bardzo wysokich.
Wujek Marcin ma strasznie fajne wąsy i brodę, i takie rozjaśnienia na włosach. Mama mówi na to pasemka. Wujek jest fajny i śmieszny.
Wujek przyjechał z kraju za morzem i przywiózł mi trochę prezentów. Część zjedli rodzice.
Cioci i Wujkowi Pakulskim chcę gorąco podziękować za super ciuszki. Dzięki nim nadałam szyku na tutejszym wybiegu i wszystkie niemowlaki mi zazdroszczą.
Przyprowadziliśmy Marcina do nas do domu a później poszliśmy w dzicz, czyli nad rzekę.
Było fajowajsko.
Wujek pozdrowił mnie od wszystkich. Podobno mam rzeszę fanów. Tata już myśli o jakiejś trasie koncertowej, ja uważam, że jeszcze jestem na takie show za młoda.
Chcę gorąco pozdrowić moich Fanów w Polsce, jesteście cudowni, kocham Was.
Ewa



P.S.
Chcę gorąco podziękować Cioci Emily i Cioci Megan. Ciocie dobrze wiedzą za co. Dziękuję.

środa, 21 września 2011

Wizyta w szpitalu.


Dziś byłam z rodzicami w szpitalu. Dotarcie tam bez rowerów to istna wyprawa.
W tym mieście transport jest urządzony jak u nas komunikacja nocna, czyli każdy autobus jedzie do centrum i tam musisz się przesiąść. Strasznie to niewygodne, by ominąć transport do Centrum, postanowiliśmy zrobić sobie spacer do ulicy, która prowadzi do szpitala.
Pierwszy raz jechałam autobusem, a Tata pierwszy raz w tym mieście.
Gdy dotarliśmy do kliniki to okazało się, że Panie mają godzinne opóźnienie. Postanowiliśmy pójść na kolejny spacer, tym razem po łąkach koło szpitala. Na spacerze znaleźliśmy jeżyny. W ten miły sposób przeleciała na godzina. Wróciliśmy i nadal musieliśmy czekać. Nie lubię czekać. Gdy już nas poproszono do gabinetu Pani doktor pobrała mi całą fiolkę krwi. Byłam dzielna i nie płakałam, co prawda zajmowali mnie połykaniem słodkiej wody.
Na koniec za to, że musiałam tyle czekać zrobiłam im w przychodni wielką kupę, największą jaką do tej pory udało mi się wyprodukować. Szkoda tylko, że nikt się nią za bardzo nie przejął, jedynie rodzice się cieszyli, że stało się to w przychodni a nie w drodze powrotnej.
Wracając dałam jeden koncert w autobusie, bo autobusy tu strasznie się wloką mimo tego, że są piętrowe, a Pan kierowca guzdrze się ze sprzedażą biletów.
Po powrocie do domu rodzice powiedzieli, że są ze mnie bardzo dumni. Ciekawe.

Tata zapomniał aparatu i telefon mu się rozładował, więc nie mogłam zrobić żadnych zdjęć.
Przepraszam.
Ewa

poniedziałek, 19 września 2011

Pielęgniarka.


Dziś przyszła do nas Pani Pielęgniarka.
Zważyła mnie, obejrzała, dała rodzicom różne broszury.
Ja przytyłam i obecnie ważę trzy i pół kilo. Pani Pielęgniarka była mną zachwycona, że nie straciłam wagi po porodzie, mało tego podwyższyłam ją. Byłą tak wniebowzięta, że stwierdziła, iż dobrze sobie radzimy i nie będzie nas często odwiedzać.
Rodzice martwili się moimi kropkami na twarzy. Pani im wytłumaczyła, że w moim organizmie normują się hormony i te kropki będę miała nawet do szóstego tygodnia, a jak będzie ich przejmować moja łuszcząca skóra to mogą ją natłuszczać oliwą.

Trochę martwią mnie broszury, które zostawiła ta Pani bo w jednej jest napisane, że nie powinnam spać z rodzicami, a strasznie ich lubię mieć koło siebie.

Z fajniejszych rzeczy to wcześniej byliśmy na placu zabaw i Tata bawił się ze mną. Plac zabaw mamy tu naprawdę świetny i obok jest też taki płytki basen dla dzieci. Co prawda nie ma już w nim wody ale podobno latem jest. Rodzice potwierdzają.


Ewa

niedziela, 18 września 2011

Rodzinna niedziela.


Piękna pogoda i ja, ostatnio trochę marudna, wyciągnęliśmy rodziców na spacer.
Jedyne „dzikie” miejsce jakie tu jest to tereny na rzeczką. Lasów w tym kraju nie uraczysz, Tata mówi, że Anglicy wycieli wszystkie drzewa by zbudować statki, dzięki którym mogli kolonizować odległe kraje, przez to teraz mają same pola, łąki i żywopłoty.
Skoro nie ma lasu to poszliśmy nad rzekę.
Niedziela ma to do siebie, że łąki przy wodzie przestają być kameralne i zamieniają się w Marszałkowską. Lepsze to i tak niż chodzenie po ciasnych chodnikach pomiędzy turystami.
Spacer był długi, rodzice trzymali się za ręce, rozmawiali, Mama zrobiła sobie ze mną parę zdjęć, bo Tata ma ich podobno bardzo dużo a Mama mniej.
Wracając, drogę zatarasowała nam krowa, pierwszy raz widziałam z tak bliska krowę.
Mama chciała ją przegonić, a Tata powiedział, że to kiepski pomysł bo po pierwsze, krowa słabo chodzi do tyłu, a była na wąskiej kładce, a po drugie, ich jest więcej.
Idąc za głosem rozsądku nadłożyliśmy drogi by nie wchodzić w konflikt z ulubionym zwierzęciem tutejszego narodu.
Po powrocie Mama zrobiła pyszną lasagnę a ja wieczorem dałam koncert.

Ewa

piątek, 16 września 2011

Spacery.

Mamy małe mieszkanie i Tata jak nie wyjdzie na spacer to się źle czuje, tym bardziej, że teraz nie jeździ na rowerze bo chce być bez przerwy ze mną. Swoją drogą ciekawe kiedy mu się znudzę, może lepiej jakby na ten rower wychodził.
Jak nie załatwiamy jakichś spraw "na mieście" to chodzimy do Parku za Rogiem, głównie dlatego, że Mama nie jest zbyt mobilna.
Dziś natomiast poszliśmy w całkiem nowe dla mnie miejsce, nad rzeczkę. Byłam bardzo zadowolona, bo tam jest zielono i są krowy, ćwierkają ptaki i mogę się cudownie wyspać na klatce Taty.


Oni też byli zadowoleni, wiem to, bo zrobili sobie za mną zdjęcia.
Ewa

Tata wybrał kiepskie zdjęcie bo mam czapkę na oczach, ach ten mój Tata.

czwartek, 15 września 2011

Pierwsza kąpiel.


Rano usłyszałam jak Mama mówi do Taty, że może powinni kupić wanienkę. Czy to oznacza, że będę kąpana? Tata jakoś strasznie się nie opierał a liczyłam na niego, bo przecież woda jest mokra i dobrze wiem, że on za nią nie przepada. Liczyłam na to, że mogę mieć w nim sojusznika, ale widzę, że mają z Mamą świetna komitywę i jeszcze muszę popracować by zmienić ich relacje na swoją korzyść.
Wylądowałam znów w Baby Bjorn i poszliśmy w miasto.
Po drodze do sklepu odwiedziliśmy Porterów w koledżu, byli mną zachwyceni, lubię jak zachwycam. Wpadliśmy też do Pań z Administracji, one też mnie bardzo polubiły, podobnie jak nowa koleżanka Mamy z biura, nowa dla mnie.
W końcu dotarliśmy do sklepu Johna Lewisa, rodzice obejrzeli wanienki i udaliśmy się do sklepu Boots. Tam mieli tylko jeden rodzaj, za to zielone. Mamie jednak nie przypadła do gustu i wróciliśmy do Johna. John ma naprawdę wielki sklep. U niego kupili mi to urządzenie do wieczornych rozkoszy.
Wracając spotkaliśmy kolejną koleżankę Mamy, ta nawet nie wiedziała, że Mama była w ciąży i teraz ma mnie. Była bardzo mile zaskoczona.
Wieczorem nadszedł czas na kąpiel, Tata napuścił wody, podgrzał pomieszczenie i zaczęło się.
Zanurzyli mnie w wodzie i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam jak zareagować.
Chyba mi się nawet podobało, przypominało mi to rozkoszne dziewięciomiesięczne wakacje u Mamy.


Ewa

środa, 14 września 2011

Moje małe urodziny.


Dziś rano przyszła do mnie Pani Położna, kazała mnie rozebrać i położyć na wadze. Utyłam 50 gr. Dokładnie ważę trzy kilogramy i trzysta osiemdziesiąt gram. Podobno dobrze ważę.
Później Pani uszczypnęła mnie „czymś” w stopę i zrobiła cztery krwiste kółka na jakimś kartoniku.
Trochę mnie to bolało, ale miałam w ustach pierś Mamy. Jako, że staram się być dzielna to nie płakałam.
Rodzice mieli parę pytań do Pani Położnej:
  • Czy trzeba mnie kąpać?
  • Czy trzeba prasować moje rzeczy?
  • Czy trzeba się przejmować czerwonymi plamkami na moim ciele?
  • Jak doprać żółte plamy na moich ubraniach?
Pani powiedziała, że mnie nie trzeba kąpać, mogą mnie czyścić mokrą szmatką, ale kąpanie to może być dobra rutyna przed snem i jak się jej nauczę to będę wiedziała, że mam długo spać, co i tak robię, więc nie rozumiem po co te ceregiele.

Przyznam się wam szczerze, że dziś mam małe urodziny. Skończyłam tydzień i liczę na jakąś małą imprezę. Rodzice wyglądają na takich co to o tym zapomnieli. Zabrali mnie do parku koło domu, ale tam żadnej fety nie ma, przyszła Ciocia Emilly, siedzieliśmy na ławce i rozmawialiśmy.
Czarna, wielka chmura zmobilizowała Starszych do powrotu do domu. Tu nadal paplają o bzdurach i nici z mojej imprezy.
Ciocia Emilly sobie poszła, ale zaraz przyjechała z siatami Ciocia Megan. Hurra!! Prezenty!! Niestety to zamówione przez Mamę pieluchy.
Za to Ciocia Megan przywiozła smaczne ciasto czekoladowe. Mniam , mniam.
Wieczorem odwiedziła nas koleżanka JP i wiecie co, dostałam od niej pluszowego hipopotama i śliniaczek. Super.
Całkiem fajnie mi wyszły te mini urodziny, było ciasto i dostałam prezenty.


Ewa

wtorek, 13 września 2011

Jestem już legalnie.


Dziś rodzice zapakowali mnie do szelkowego nosidełka i poszliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego mnie zarejestrować.
Wyszliśmy dosyć wcześnie, bo Mama jeszcze powoli chodzi. Po drodze mieliśmy jedną przerwę na ławce, przy ulicy, ja cały czas spałam. Tak sobie szliśmy i szliśmy, aż w końcu doszliśmy.
Powiem Wam, że w tym nosidełku fajnie się chodzi, jest mi ciepło od Taty i mogę sobie słodko spać
Okazało się, że wyszliśmy trochę za wcześnie bo mieliśmy jeszcze godzinę do umówionego spotkania.
Przy urzędzie jest takie wzgórze na którym podobno kiedyś stał zamek, ale tata mówi, że to lipa i co najwyżej stal tam wychodek. Za bardzo nie wiem co to wychodek, ale się jeszcze dowiem.
Na górce dosyć wiało, za to widok był na całą okolicę.
Ja mogłam tam zostać, ale oni się strasznie o mnie martwią i poszliśmy do środka, czekaliśmy 50 minut na naszą kolej.
W końcu poproszono nas do środka i rodzice nazwali mnie: Ewa Maria Grodzicka.
Mi się bardzo podoba, ale z góry proszę nie nazywać mnie Ewcia, Ewunia, Ewuniuńka, Ewka, Efka, bo lubię Ewa.
Później wróciliśmy do domu, znów powoli, bo Mamie od wyjścia z domu wcale się nie poprawiło.
Przez całą podróż byłam grzeczna i cały czas spałam, podobno byli ze mnie dumni, tak podsłuchałam.

Ewa