Dziś byłam z rodzicami w szpitalu.
Dotarcie tam bez rowerów to istna wyprawa.
W tym mieście transport jest urządzony
jak u nas komunikacja nocna, czyli każdy autobus jedzie do centrum i
tam musisz się przesiąść. Strasznie to niewygodne, by ominąć
transport do Centrum, postanowiliśmy zrobić sobie spacer do ulicy,
która prowadzi do szpitala.
Pierwszy raz jechałam autobusem, a
Tata pierwszy raz w tym mieście.
Gdy dotarliśmy do kliniki to okazało
się, że Panie mają godzinne opóźnienie. Postanowiliśmy pójść
na kolejny spacer, tym razem po łąkach koło szpitala. Na spacerze
znaleźliśmy jeżyny. W ten miły sposób przeleciała na godzina.
Wróciliśmy i nadal musieliśmy czekać. Nie lubię czekać. Gdy już
nas poproszono do gabinetu Pani doktor pobrała mi całą fiolkę
krwi. Byłam dzielna i nie płakałam, co prawda zajmowali mnie
połykaniem słodkiej wody.
Na koniec za to, że musiałam tyle
czekać zrobiłam im w przychodni wielką kupę, największą jaką
do tej pory udało mi się wyprodukować. Szkoda tylko, że nikt się
nią za bardzo nie przejął, jedynie rodzice się cieszyli, że
stało się to w przychodni a nie w drodze powrotnej.
Wracając dałam jeden koncert w
autobusie, bo autobusy tu strasznie się wloką mimo tego, że są
piętrowe, a Pan kierowca guzdrze się ze sprzedażą biletów.
Po powrocie do domu rodzice
powiedzieli, że są ze mnie bardzo dumni. Ciekawe.
Tata zapomniał aparatu i telefon mu
się rozładował, więc nie mogłam zrobić żadnych zdjęć.
Przepraszam.
Ewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz