środa, 21 września 2011

Wizyta w szpitalu.


Dziś byłam z rodzicami w szpitalu. Dotarcie tam bez rowerów to istna wyprawa.
W tym mieście transport jest urządzony jak u nas komunikacja nocna, czyli każdy autobus jedzie do centrum i tam musisz się przesiąść. Strasznie to niewygodne, by ominąć transport do Centrum, postanowiliśmy zrobić sobie spacer do ulicy, która prowadzi do szpitala.
Pierwszy raz jechałam autobusem, a Tata pierwszy raz w tym mieście.
Gdy dotarliśmy do kliniki to okazało się, że Panie mają godzinne opóźnienie. Postanowiliśmy pójść na kolejny spacer, tym razem po łąkach koło szpitala. Na spacerze znaleźliśmy jeżyny. W ten miły sposób przeleciała na godzina. Wróciliśmy i nadal musieliśmy czekać. Nie lubię czekać. Gdy już nas poproszono do gabinetu Pani doktor pobrała mi całą fiolkę krwi. Byłam dzielna i nie płakałam, co prawda zajmowali mnie połykaniem słodkiej wody.
Na koniec za to, że musiałam tyle czekać zrobiłam im w przychodni wielką kupę, największą jaką do tej pory udało mi się wyprodukować. Szkoda tylko, że nikt się nią za bardzo nie przejął, jedynie rodzice się cieszyli, że stało się to w przychodni a nie w drodze powrotnej.
Wracając dałam jeden koncert w autobusie, bo autobusy tu strasznie się wloką mimo tego, że są piętrowe, a Pan kierowca guzdrze się ze sprzedażą biletów.
Po powrocie do domu rodzice powiedzieli, że są ze mnie bardzo dumni. Ciekawe.

Tata zapomniał aparatu i telefon mu się rozładował, więc nie mogłam zrobić żadnych zdjęć.
Przepraszam.
Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz