czwartek, 29 września 2011

Rezerwat przyrody w Fowlmere.


Rano wstałam jakaś poddenerwowana, oczywiście w tym stanie nie chciałam pozostać sama. Nerwową atmosferą podzieliłam się z rodziną. Zintegrowaliśmy się razem moim płaczem.
Zdesperowani rodzice nie wiedzieli co mają czynić, Babcia i Dziadowujek Paweł też się pogubili.
Dorośli wpadli na pomysł, że jest mi za gorąco w szelkach to może wezmą i wyciągną głęboko schowany wózek.
Wyciągnęli to cacko, pościelili, na wszelki wypadek wzięli też moje ulubione szelki.
Zapakowano mnie czyli Królową do karocy i puścili się galopem nad rzekę.
Niestety nie wiedzieli, że wózek wcale mnie nie podnieca i cisza trwała dosłownie chwilę.
Skończyło się na tym, że siedziałam w ulubionych szelkach u Mamy a Tata pchał pusty wózek.
Na wysokości Grandchester usiedliśmy na trawie tuż przy brzegu i rozmawialiśmy o ciekawych rzeczach.
Później spacer po Grandchester, ale, że to jeszcze większa dziura niż Cambridge to zaraz wróciliśmy na wytarty szlak.
Po powrocie do domu Paweł zaproponował, że może gdzieś pojedziemy, bo Cambridge znamy już jak własną kieszeń.
Ja mogę jeździć już samochodem, bo wczoraj dostałam od P. Esteli fotelik.
Przez moment myśleliśmy o Audley End, tam podobno są takie miniatury pałaców, tak twierdzi Tata, bo przejeżdżał koło tych budowli nie raz na rowerze, natomiast Mama mówi mu wiecznie, że jest w błędzie i to są normalnych gabarytów budynki.
Naszą wizytą mieliśmy rozwiązać ten spór, niestety Tata pogrzebał w internecie i podobno odwiedziny tego miejsca dosyć dużo kosztują. Stwierdziliśmy, że bardzo lubimy swoje pieniądze i może lepiej poszukamy czegoś za darmo.
Tata naprawdę jest niezły, bo przypomniał sobie że w Fowlmere jest rezerwat przyrody i jest on za darmo a do tego niedaleko.
Zapakowaliśmy się do lśniącego BMW, to moja ulubiona marka, wcześniej jechałam jeszcze Peugeotem, ale był mniejszy i słabszy, i pojechaliśmy.
Było tak jak myśleliśmy, przede wszystkim za darmo, otwarte non-stop. Niestety tata zapomniał szelek i za to musiał mnie nosić w foteliku co mi zupełnie nie przeszkadzało.
W rezerwacie były ścieżki i mogliśmy w specjalnych domkach podglądać ptaki. Widzieliśmy też sarny, zające, osy(Paweł twierdzi, że to kontynentalne owady bo są duże), pstrągi, kaczki i inne ptaki,a i kangura, który przebrał się za chińskiego jelenia. Po drodze zaliczyłam też obiad, było tak miło, że jak postanowiliśmy wracać to się rozpłakałam, bo to bardzo fajne miejsce.
Z wycieczki bardzo cieszyła się też Mama, bo ona wiecznie siedziała w biurze i mało zwiedziła ten kraj, cieszyła się tak jak ja. Z Mamą wiele rzeczy robimy tak samo.
Po powrocie kolacja i postanowienie, że następnego dnia też gdzieś pojedziemy.



Ewa 
P.S. A tu możecie sobie obejrzeć zdjęcia z tej wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz