niedziela, 27 listopada 2011

Oświadczenie imieninowe.


Dziś, to jest 27 listopada roku pańskiego 2011, w godzinach porannych zebrała się trzyosobowa komisja w osobach: Ewa, Elżbieta, Piotr.
Celem spotkania było ustalenie oficjalnej daty moich imienin.
Debata trwała ponad trzy godziny, ciężko było dojść do porozumienia, ale udało się.
Nie ukrywam, że data jest kompromisem dla interesów wszystkich z wymienionej Wielkiej Trójki.

Oficjalnie informuję, że Ewa imieniny obchodzić będzie zawsze hucznie 14 marca każdego roku, poczynając od roku pańskiego 2012.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Nieoczekiwane, zaskakujące przemiany!


Zdradzę Wam pewien sekret. 
Otóż nie jestem normalnym dzieckiem, no wiecie takim ludzkim co to tylko płacze, je i śpi. Mam tajemną moc, potrafię zmieniać się w żółtego tygrysa.
Najczęściej dzieje się to po wyjściu z wody. Zaczynam cała drżeć i to się staje, przemieniam się w tygrysa. Na razie nie jestem groźna po tej przemianie ale nie wiem co będzie jak będę starsza, albo bardzo głodna.
Dlatego radzę wszystkim zachować szczególną ostrożność gdy zbliżam się do wody, bo wiecie nie mogę odpowiadać za siebie jak jestem tygrysem, wtedy rządzi mną zwierzęcy instynkt.
GGRRYY...


sobota, 19 listopada 2011

Zagadka.

Mama spędziła ostatni tydzień siedząc w papierach i robiąc jakieś dziwne testy i inne zagadki. W ogóle się mną już nie zajmuje, zupełnie nie wiem dlaczego jakieś testy mogą być fajniejsze ode mnie. No ale skoro i tak nie mam co z nią robić to postanowiłam nie być gorsza i też zabawić się zgadywanki i sprawdzić czy moi fani wykazują się jakimś intelektem. Dlatego ogłaszam wielki konkurs! Pytanie brzmi: co widać na obrazku powyżej? Tych, którzy uważają, że odpowiedzieli poprawnie, zapraszam po odbiór nagordy tutaj.Z góry ostrzegam, że nagroda jest tylko dla osób o mocnych nerwach.

piątek, 11 listopada 2011

Sport to nie wszystko.



Jeżeli myślicie, że moje życie to tylko sport i martwi Was, że wyrosnę na osobę mało inteligentną to
muszę wszystkich uspokoić. Olbrzymią część mojego aktywnego życia poświęcam na naukę. Mama dba bym codziennie nauczyła się czegoś nowego.
Będę świetnym i mądrym sportowcem.




Ewa

środa, 9 listopada 2011

Regeneracja.


Po treningu ważne jest by dobrze i szybko się zregenerować.
Jak kończę trening to szybko uzupełniam braki energetyczne w postaci cudownie przyswajalnego mleka Mamy. Potem masaż w formie lulania przez Mamę lub Tatę.
Na samym końcu ładowanie akumulatorów poprzez sen.

Ewa

wtorek, 8 listopada 2011

Saleta, jestem gotowa.


Saleta wygrał ostatnie starcie z Najmanem. 
Co prawda nie wiem jak Najman mógł wyhodować takie sadło, ale nie moja to sprawa, nie z nim chcę walczyć tylko ze zwycięzcą.
Dużo ćwiczę, jak dobrze wiecie, podnoszenie głowy, skakanka i boksuję trochę.

Przemek jestem gotowa!!!




Ewa

poniedziałek, 7 listopada 2011

Zamęczona.



Codziennie ćwiczę podnoszenie głowy leżąc na brzuszku. Jest to już rytuałem i nie pamiętam bym umiała się wykiwać z WF-u. Kładą mnie Państwo Starsi na kolorowej macie i dopingują, „Dalej, Wyżej, No jeszcze raz”. Ja ile mogę to daje z siebie. Jęczę, popłakuję ale podnoszę głowę. Niestety czasami okazuje się, że WF-iści potrafią być katami, męczą mnie jakbym w przyszłym roku miała startować na olimpiadzie, tylko nie wiem w czym?
Pewnego dnia tak mi dali w kość, że w końcu padłam z wyczerpania.
Mówię Wam, tragedia mieć niespełnionych sportowo rodziców.
Ewa

niedziela, 6 listopada 2011

Jesienne wspomnienia.


Zrobiło się chłodno i pochmurno. Przyszła jesień, nad rzeką dużo błota. Teraz spacerujemy już parami z czego ja zawsze jestem w jakiejś parze. Nie ma już trójek. Rodzice zaczęli jeździć na rowerach i się mną wymieniają. Trudno nie mam na to wpływu, pozostaje mi tylko zatęsknić za starymi zwyczajami i ciepłymi, długimi dniami.
Znalazłam parę zakurzonych zdjęć w folderze Taty. Tak jeszcze było trzy tygodnie temu, ciepło, my w komplecie, ławka i zachwyty nad moją osobą. Ach. To zdjęcia z wycieczki do Grantchester, poszliśmy do kościoła bo rodzice uświadomili sobie, że nigdy go nie obejrzeli.

Tu więcej zdjęć z tamtej wycieczki, uwaga, teraz jestem większa.
Ewa

czwartek, 3 listopada 2011

Audiencja Jej Wysokości.



Swój cenny czas staram się też spędzać z maluczkimi tego świata, moim celem podczas tych spotkań jest natknąć ich na coś głębszego w ich życiu, dać im radę lub myśl, nad którą mogliby się zadumać.
Tu przyjmuję mego Ojca, o czym radziliśmy pozostawić muszę w tajemnicy bo rzeczy są to prywatne, czyli nie dla uszu (czyt. oczu) wszystkich.
Oczywiście podczas audiencji maluczki nie powinien na mnie patrzeć, nie jest to w dobrym tonie, kiedyś skracaliśmy za to o głowę.

Z przesłaniem Pokoju
Ewa Pokojowa

środa, 2 listopada 2011

So Cute.

Krótki film ze mną w roli głównej.
Kliknijcie na moją twarz a obejrzycie tą super produkcję.
Pozdrawiam.

Ewa.

środa, 19 października 2011

U Doktora.


Dziś skończyłam sześć tygodni to oznacza, że musiałam się pojawić u doctora na kontroli lekarskiej. Wizytę miałam umówioną na czternastą piętnaście, więc wcześniej w ramach porannej przebieżki rodzice zabrali mnie do sklepu AGD. Mama słabo sypia a ja nocami wydaję odgłosy starego trabanta, lekarstwem na to ma być nawilżacz.
Byliśmy w sklepie Jona Lewisa, ale u niego lipa, był tylko jeden model i to chyba ostatni egzemplarz, rozczarowani poszliśmy dalej do sklepu Argos, to podobno ulubiony sklep przyjaciółki rodziców, Fedi. Śmiesznie jest w nim, bo tam prawie nie ma półek z towarem tylko są katalogi, kartki i ołówki. Z katalogu wybiera się model, wpisuje się specjalny kod ołówkiem na kartce i idzie się z tą kartką do kasjerki. Ta przyjmuje od nas zapłatę i czekamy na towar, który przyjeżdża specjalnym taśmociągiem. Bardzo ciekawe. Pierwszy raz widziałam sklep w takim wydaniu.

Powracając do nawilżacza mieli w tym sklepie 9 typów. Rodzice nie mogli się zdecydować, a Tata stwierdził, że najgorzej jest mieć wybór.
W sumie to trochę losowo kupili w końcu jeden.

Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc poszliśmy na drugie śniadanie do kafejki, a z stamtąd do przychodni.

U lekarza pokazałam co to znaczy rozbierać mnie jak słodko śpię, zaczęłam głośno płakać. Byłam bardzo zawiedziona, bo za bardzo na nikim to nie zrobiło wrażenia, mało tego zdjęli mi jeszcze pieluchę. Leżałam tak na golasa na wadze, która wskazała 4646gr., później położyli na miarce i mierzę 54 cm długości, byłoby wysokości jakbym umiała stać.

Rodzice, a głównie Tata martwił się, że jestem ślepa, Pani doktor go uspokoiła i twierdzi, że widzę. Tata nadal nie jest o tym przekonany, to moja słodka tajemnica.
Sprawdzali mi jeszcze ruchomość stawów i takie tam. Mama też się spytała czy mogę już iść na basen, a Doktorka powiedziała, że są dwie szkoły. Jedna mówi, że tak, a druga mówi by poczekać do pierwszych szczepień i ona stoi za ta drugą.

Reasumując, bardzo dobrze przybieram na wadze, mam silną szyję, ale trochę jestem niska lub krótka. Podobno mamy się tym nie martwić bo dzieci różnie rosną i możliwe że wystrzelę jak przebiśniegi na wiosnę. Pani pielęgniarka dodała, że na pewno mam silne i zdrowe płuca.

Jak wróciliśmy do domu to rodzice uruchomili nawilżacz i teraz mamy jak w dżungli.


Ewa.  

poniedziałek, 17 października 2011

Konferencja.


Dziś Mama miała konferencję, na której wygłaszała swój referat. Cały weekend się do niej szykowała.
Wstaliśmy rano, Mama mnie nakarmiła i pojechała rowerem, tu warto zaznaczyć, że była to jej pierwsza przejażdżka od nie wiadomo kiedy.
Przed Tatą było trudne zadanie, robić wszystko bym się nie obudziła przed trzynastą. O tej godzinie umówili się by mnie nakarmić.
Najlepszy sposób bym długo spała to oczywiście spacery. Poszliśmy więc na rozgrzewkę nad rzekę.
Zaczął się chyba sezon na moczenie kija, bo nad wodą siedzi wielu panów i łowi ryby, mają olbrzymie parasole i dużo jakiś pudełek z nie wiadomo czym. Mając na uwadze ich koncentracje na spławik, staraliśmy się nie trzaskać bramkami dzielącymi pola, te bramki służą do tego by krowy nie mogły zmieniać miejsca stołowania, Anglicy na nie mówią kiss gate, to wiem od mamy.
W lasku, gdzie robimy ostatnio nawrotkę, zauważyliśmy z Tatą, że ktoś ma w ogrodzie klasyczną budkę telefoniczną i dużego zająca, to chyba ten sam co z „Alicji w Krainie Czarów”, ale nie jestem pewna bo jeszcze tego nie czytałam, ani nie widziałam.
Znad rzeczki poszliśmy na chwilę do domu by tata mógł coś przekąsić.
Miał mało czasu, ale mama zadzwoniła i powiedział, że mamy go więcej. Nie słyszałam rozmowy, ale podejrzewam, że mama powiedziała, że się spóźni.
Gdy tata naładował brzuszek to poszliśmy na umówione miejsce spotkania z Mamą, to znaczy do kawiarni w kościele. Tu podobno panowie Księża kiepsko stoją z kasą i muszą dorabiać adaptując kościoły na kawiarnie.
Mama się spóźniała i chodziliśmy w kółko bym się nie obudziła. Wreszcie przyszła i poszliśmy do biura abym mogła się najeść.
Napchałam brzuszek, Mama coś sobie wydrukowała i poszła na drugą część konferencji, tym razem musiałam wytrzymać do siedemnastej.
Poszliśmy zobaczyć dzielnice bogaczy przy rzece a później znów nad rzekę, bo w mieście pełno studentów i wszędzie jest ciasno i tłoczno. Muszę powiedzieć, że na drugiej rundzie nad rzeczką Tacie wyraźnie siadło tępo. No cóż, młody to on już nie jest.
Końcówkę strzeliliśmy przez Ostatni Raj z finiszem przez plac zabaw.
Jak weszliśmy do domu od razu poczułam głód i zaczęłam płakać. Mamy nie było w związku z czym postanowiłam płakać do samego jej przyjścia. Za chwilę wpadła jak torpeda rozbierając się w trzy sekundy. Dostawszy co moje przestałam krzyczeć.
Mama podobno bardzo dobrze wypadła na konferencji, podobno była jedną z najlepszych i wielu się podobało to co mówiła.
Już jestem najedzona.



Ewa

piątek, 7 października 2011

Miesiąc za mną.


Dziś kończę pierwszy miesiąc, jestem już dużą panną. Mam coraz więcej do powiedzenia a mój głos jest coraz bardziej donośny.
Rodzice chyba są ze mnie dumni choć czasami wyglądają jakby całkowicie stracili kontakt z tym światem, całe szczęście, że nie zapominają się mną zajmować, bo wiele rzeczy jeszcze sama nie mogę zrobić.
Cały czas jest z nami Babcia, dużo spacerujemy i zwiedzamy. Dziewczyny interesują też sklepy, ja niestety chodzę z Tatą, a on nie lubi sklepów, przez co one świetnie się bawią, a ja z Tatą robię tak zwaną „bazę”. Szkoda bo też lubię różne bajery i ciuszki, choć podobno mam ich więcej od Mamy.
Dziś w ten cudowny dzień postanowiliśmy wejść na kościelną wieżę. Nikt z nas tam wcześniej nie był. Podobno jest wysoka a wejście na nią wyczerpujące i kręte. Mama mówiła, że w zeszłym tygodniu wchodząc na nią zasłabła jakaś pani i już nie mogli jej znieść, więc musiała przyjechać straż pożarna i rozstawić swoją najdłuższą drabinę i panowie strażacy ściągnęli ją na dół.
Swoją drogą musiała być zadowolona z takiego obrotu sprawy bo podobno każdy strażak jest silny i przystojny.
Po południu party!!! Babcia przyniosła dwa torty jeden bardzo smaczny a drugi zrobiony z pieluch, ozdobiony sztucznymi różami i fajerwerkiem.
Przyszły też moje ulubione przyjaciółki, Emily i Megan a także Hans, który nie jest moją przyjaciółką, bo jest mężczyzną.
Było świetnie bo dostałam prezent w postaci kombinezonu do pływania, ciasto było pyszne a Baileys smaczny. Z tego szczęścia postanowiłam coś zaśpiewać i wiecie co się stało, Tata zapakował mnie do szelek, i poszliśmy koncertować do parku, a ja chciałam w domu. Nie wiem o co im chodzi, ja się cieszę a oni mnie wynoszą.
Jak zacznę mówić to się ich spytam o co w tym biega, bo jak na razie to rodzice zachowują się dla mnie irracjonalnie.




Ewa

P.S. Jak naciśniecie to kolorowe słowo to zobaczycie więcej zdjęć. słowo

piątek, 30 września 2011

The Lodge - leśny rezerwat.


Jak Dziadowujek coś obieca to można być pewnym, że dotrzyma obietnicy.
Przyszedł rano z Babcią i zapytał, to dokąd jedziemy tym razem. Tata wczoraj wieczorem szukał gdzie pojechać. Akcja wywiadowcza przeprowadzona za pomocą Google Maps utwierdziła nas w wyborze: The Lodge – leśny rezerwat przyrody.
Znowu wsiedliśmy do mojego ulubionego wozu i pomknęliśmy ku przygodzie.
Pogoda i humory dopisywały, gdy dotarliśmy przekonaliśmy się, że zdjęcia satelitarne nie kłamały, to był las, a w nim pałac z ogrodem.
Miło było pospacerować pośród drzew. Usiąść na ławce i posłuchać ćwierkających dla nas ptaków.
Byłam zachwycona. Paweł nawet powiedział, że tam pachnie jak w Polsce.
Znaleźliśmy jeżyny, słodkie kasztany przy których były wiewiórki. Widziałam jeszcze taką średnią krowę z rogami, stała pod drzewem. Mama ją wypatrzyła, to nie była tak naprawdę krowa, ale nikt nie wiedział co to było więc mówię na to coś „średnia krowa”.
W ogrodzie urządzonym w stylu francuskim zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, zjedliśmy ciastka i jabłka, a ja napiłam się mleka.
Na koniec wycieczki dorośli zafundowali sobie lody.
Dziękuję Ci Dziadowujku Pawle za super wycieczki.

Ewa
P.S. Więcej zdjęć jak klikniesz tu.

czwartek, 29 września 2011

Rezerwat przyrody w Fowlmere.


Rano wstałam jakaś poddenerwowana, oczywiście w tym stanie nie chciałam pozostać sama. Nerwową atmosferą podzieliłam się z rodziną. Zintegrowaliśmy się razem moim płaczem.
Zdesperowani rodzice nie wiedzieli co mają czynić, Babcia i Dziadowujek Paweł też się pogubili.
Dorośli wpadli na pomysł, że jest mi za gorąco w szelkach to może wezmą i wyciągną głęboko schowany wózek.
Wyciągnęli to cacko, pościelili, na wszelki wypadek wzięli też moje ulubione szelki.
Zapakowano mnie czyli Królową do karocy i puścili się galopem nad rzekę.
Niestety nie wiedzieli, że wózek wcale mnie nie podnieca i cisza trwała dosłownie chwilę.
Skończyło się na tym, że siedziałam w ulubionych szelkach u Mamy a Tata pchał pusty wózek.
Na wysokości Grandchester usiedliśmy na trawie tuż przy brzegu i rozmawialiśmy o ciekawych rzeczach.
Później spacer po Grandchester, ale, że to jeszcze większa dziura niż Cambridge to zaraz wróciliśmy na wytarty szlak.
Po powrocie do domu Paweł zaproponował, że może gdzieś pojedziemy, bo Cambridge znamy już jak własną kieszeń.
Ja mogę jeździć już samochodem, bo wczoraj dostałam od P. Esteli fotelik.
Przez moment myśleliśmy o Audley End, tam podobno są takie miniatury pałaców, tak twierdzi Tata, bo przejeżdżał koło tych budowli nie raz na rowerze, natomiast Mama mówi mu wiecznie, że jest w błędzie i to są normalnych gabarytów budynki.
Naszą wizytą mieliśmy rozwiązać ten spór, niestety Tata pogrzebał w internecie i podobno odwiedziny tego miejsca dosyć dużo kosztują. Stwierdziliśmy, że bardzo lubimy swoje pieniądze i może lepiej poszukamy czegoś za darmo.
Tata naprawdę jest niezły, bo przypomniał sobie że w Fowlmere jest rezerwat przyrody i jest on za darmo a do tego niedaleko.
Zapakowaliśmy się do lśniącego BMW, to moja ulubiona marka, wcześniej jechałam jeszcze Peugeotem, ale był mniejszy i słabszy, i pojechaliśmy.
Było tak jak myśleliśmy, przede wszystkim za darmo, otwarte non-stop. Niestety tata zapomniał szelek i za to musiał mnie nosić w foteliku co mi zupełnie nie przeszkadzało.
W rezerwacie były ścieżki i mogliśmy w specjalnych domkach podglądać ptaki. Widzieliśmy też sarny, zające, osy(Paweł twierdzi, że to kontynentalne owady bo są duże), pstrągi, kaczki i inne ptaki,a i kangura, który przebrał się za chińskiego jelenia. Po drodze zaliczyłam też obiad, było tak miło, że jak postanowiliśmy wracać to się rozpłakałam, bo to bardzo fajne miejsce.
Z wycieczki bardzo cieszyła się też Mama, bo ona wiecznie siedziała w biurze i mało zwiedziła ten kraj, cieszyła się tak jak ja. Z Mamą wiele rzeczy robimy tak samo.
Po powrocie kolacja i postanowienie, że następnego dnia też gdzieś pojedziemy.



Ewa 
P.S. A tu możecie sobie obejrzeć zdjęcia z tej wycieczki.

środa, 28 września 2011

Poznaję Babcię i Dziadowujka.


Wujek Marcin wyjechał, ale podobno czekamy na następnych gości. 
Pogoda dopisuje i rodzice z samego rana zabrali mnie na plac zabaw. Tam mieliśmy spędzić miło czas czekając na Panią Pielęgniarkę. Plac zabaw jest tuż obok domu więc dorośli się nie nachodzili. Pobujałam się na huśtawce, ale nie za długo bo zaraz zadzwoniła Pani Pielęgniarka, że przyszłaby wcześniej. Rodzice nie robili problemów i się zgodzili.
Dziś miałam być ważona i rodzice obstawiali moją wagę, Tata strzelił 3,65kg a Mama 3,7. Ja ich zaskoczyłam bo po położeniu mnie na wagę na wyświetlaczu pojawiła się cyfra 4,04kg. Rodzice zrobili karpia i nie mogli uwierzyć. Pani Pielęgniarka była bardzo zadowolona, świetnie rosnę i już nie będzie nas odwiedzać, jak będzie mnie coś boleć to mamy już chodzić do naszego lekarza rodzinnego. Szkoda, bo ta Pani jest bardzo miła.
Pani sobie poszła a my znowu poszliśmy na plac zabaw, tym razem czekamy na Babcię i Dziadowujka Pawła. Nigdy ich nie widziałam i nie wiem czego się spodziewać. Postanowiłam się nie martwić bo Wujka Marcina też nie znałam a okazał się fajny.
Trochę się pobawiliśmy i po godzinie przyjechali.
Babcia jak mnie zobaczyła to uśmiechnęła się od ucha do ucha i wyglądała na szczęśliwą, Dziadowujek gratulował rodzicom, trochę tego nie rozumiem bo przecież to ja się wyciskałam a nie oni. Fajne też jest to, że jak kogoś poznaję to przeważnie dostaję prezenty, nie to, że nie lubię poznawać i nic nie dostawać, ale to jest miły zwyczaj.
Dostałam książki od Cioci i Wujka Kuśmierków, od Super Prababci medaliony, od Pani Joanny super kubek, od Dzadowujka grę, no i od Babci sporo rzeczy.
Państwo Starsi strasznie się mną cieszyli, Babcia mnie trzymała i było fajowajsko.
Później jak zwykle nad rzeczkę, ale nie za długo bo tego dnia jeszcze jedne odwiedziny.
Po południu wpadła miła Pani Estela. Ta Pani poznała się z Mamą przez FreeCycles i dała nam łóżeczko a tym razem miała dla mnie taką bujankę i ubranka, z których wyrosło jej dziecko. Estela jest bardzo miła i przyjechała ze swoim synkiem. Starsi sobie rozmawiali a ja patrzyłam na tego chłopca, podobno kiedyś też mam być taka duża jak on.
Żeby tego było mało dostałam od niej fotelik do jazdy samochodem bym mogła podróżować.
Pani Estela pozbywa się wszystkiego bo powiedziała, że nie chce już mieć trzeciego dziecka a te rzeczy ją kuszą.
Później poszliśmy na spacer po mieście z Babcią i Dziadowujkiem, i Rodzicami.
To był bardzo fajny dzień.




Ewa.

poniedziałek, 26 września 2011

Małe zwycięstwo.





Dziś Wujek pojechał odwiedzić rodzinę w Londynie, mamy się spotkać po południu lub wieczorem.
Rodzice wstali trochę pod męczeni bo wieczorem i w nocy dałam im czadu. Miało być jak zwykle, śniadanie i spacer, ale ta rutyna zaczęła mnie denerwować. Postanowiłam włączyć syrenę. Tata cały pobladł, Mama widząc bladość Taty szybko mnie spakowała i poszłyśmy same na spacer. Były damskie pogaduszki i mogłyśmy porozmawiać o prywatnych sprawach.
Tata zamiast położyć się i odpocząć wyciągnął odkurzacz i posprzątał mieszkanie, Mama mi powiedziała, że Tata w ten sposób odpoczywa.
Trochę posiedziałam z nimi w domu i pomyślałam, że mają ze mną za dobrze więc znów syrena. Tym razem pobladła Mama, Tata widząc bladość Mamy szybko mnie spakował i poszliśmy na spacer nad rzekę a Mama została. Tata to trochę mruk, bo chyba nie wymieniliśmy zbyt wielu zdań, za to spacer był długi.
Po powrocie zastaliśmy śpiącą Mamę, dałam jej jeszcze pospać i byłam cichutko.
Śmieszni są ci moi rodzice.
Ewa

sobota, 24 września 2011

Spacery, spacery...


Wujek Marcin przywiózł ze sobą ładną pogodę, więc dużo czasu spędzamy poza domem. Rano idziemy na łąki nad rzeką a wieczorem spacerujemy po mieście. Czasami spotykamy znajomych.
Ostatnio poznałam Agnieszkę i Marcina, i ich córkę Julię, są bardzo mili. Julia jest starsza ode mnie i już chodzi więc nie byłam dla niej super koleżanką.
Nad rzeką siedzimy sobie na kocyku i rozmawiamy o przeróżnych rzeczach.
A tak naprawdę to tyle chodzimy bo poznałam sposób na wydawanie nowych wysokich tonów. Jak rodzice je usłyszą to od razu mnie pakują do nosidełka i wychodzą. Robią to chyba szybciej niż żołnierze. Śmiesznie ich widzieć tak zorganizowanych. To nosidełko mnie uspokaja i lubię w nim chodzić, wtedy zapominam o moich umiejętnościach wokalnych. Tata już tyle się nachodził, że codziennie przed snem masuje stopy a Mama śpi jak zabita. Choć robię im niezłą zaprawę nadal mnie kochają.
Babciu weź ze sobą wygodne buty.



Ewa

czwartek, 22 września 2011

Wujek Marcin.


Rodzice zjedli śniadanie i poszli w stronę centrum, mówiąc, że po kogoś idziemy. Ja za bardzo nie wiedziałam o kogo i o co chodzi bo to raczej do nas ludzie przychodzą a nie na odwrót.
Teraz już wszystko rozumiem. Szliśmy po wujka.
Spotkałam go na drodze do basenu, a precyzyjniej rzecz biorąc w Parker's Piece, czyli w parku z małą ilością drzew za to bardzo wysokich.
Wujek Marcin ma strasznie fajne wąsy i brodę, i takie rozjaśnienia na włosach. Mama mówi na to pasemka. Wujek jest fajny i śmieszny.
Wujek przyjechał z kraju za morzem i przywiózł mi trochę prezentów. Część zjedli rodzice.
Cioci i Wujkowi Pakulskim chcę gorąco podziękować za super ciuszki. Dzięki nim nadałam szyku na tutejszym wybiegu i wszystkie niemowlaki mi zazdroszczą.
Przyprowadziliśmy Marcina do nas do domu a później poszliśmy w dzicz, czyli nad rzekę.
Było fajowajsko.
Wujek pozdrowił mnie od wszystkich. Podobno mam rzeszę fanów. Tata już myśli o jakiejś trasie koncertowej, ja uważam, że jeszcze jestem na takie show za młoda.
Chcę gorąco pozdrowić moich Fanów w Polsce, jesteście cudowni, kocham Was.
Ewa



P.S.
Chcę gorąco podziękować Cioci Emily i Cioci Megan. Ciocie dobrze wiedzą za co. Dziękuję.

środa, 21 września 2011

Wizyta w szpitalu.


Dziś byłam z rodzicami w szpitalu. Dotarcie tam bez rowerów to istna wyprawa.
W tym mieście transport jest urządzony jak u nas komunikacja nocna, czyli każdy autobus jedzie do centrum i tam musisz się przesiąść. Strasznie to niewygodne, by ominąć transport do Centrum, postanowiliśmy zrobić sobie spacer do ulicy, która prowadzi do szpitala.
Pierwszy raz jechałam autobusem, a Tata pierwszy raz w tym mieście.
Gdy dotarliśmy do kliniki to okazało się, że Panie mają godzinne opóźnienie. Postanowiliśmy pójść na kolejny spacer, tym razem po łąkach koło szpitala. Na spacerze znaleźliśmy jeżyny. W ten miły sposób przeleciała na godzina. Wróciliśmy i nadal musieliśmy czekać. Nie lubię czekać. Gdy już nas poproszono do gabinetu Pani doktor pobrała mi całą fiolkę krwi. Byłam dzielna i nie płakałam, co prawda zajmowali mnie połykaniem słodkiej wody.
Na koniec za to, że musiałam tyle czekać zrobiłam im w przychodni wielką kupę, największą jaką do tej pory udało mi się wyprodukować. Szkoda tylko, że nikt się nią za bardzo nie przejął, jedynie rodzice się cieszyli, że stało się to w przychodni a nie w drodze powrotnej.
Wracając dałam jeden koncert w autobusie, bo autobusy tu strasznie się wloką mimo tego, że są piętrowe, a Pan kierowca guzdrze się ze sprzedażą biletów.
Po powrocie do domu rodzice powiedzieli, że są ze mnie bardzo dumni. Ciekawe.

Tata zapomniał aparatu i telefon mu się rozładował, więc nie mogłam zrobić żadnych zdjęć.
Przepraszam.
Ewa

poniedziałek, 19 września 2011

Pielęgniarka.


Dziś przyszła do nas Pani Pielęgniarka.
Zważyła mnie, obejrzała, dała rodzicom różne broszury.
Ja przytyłam i obecnie ważę trzy i pół kilo. Pani Pielęgniarka była mną zachwycona, że nie straciłam wagi po porodzie, mało tego podwyższyłam ją. Byłą tak wniebowzięta, że stwierdziła, iż dobrze sobie radzimy i nie będzie nas często odwiedzać.
Rodzice martwili się moimi kropkami na twarzy. Pani im wytłumaczyła, że w moim organizmie normują się hormony i te kropki będę miała nawet do szóstego tygodnia, a jak będzie ich przejmować moja łuszcząca skóra to mogą ją natłuszczać oliwą.

Trochę martwią mnie broszury, które zostawiła ta Pani bo w jednej jest napisane, że nie powinnam spać z rodzicami, a strasznie ich lubię mieć koło siebie.

Z fajniejszych rzeczy to wcześniej byliśmy na placu zabaw i Tata bawił się ze mną. Plac zabaw mamy tu naprawdę świetny i obok jest też taki płytki basen dla dzieci. Co prawda nie ma już w nim wody ale podobno latem jest. Rodzice potwierdzają.


Ewa

niedziela, 18 września 2011

Rodzinna niedziela.


Piękna pogoda i ja, ostatnio trochę marudna, wyciągnęliśmy rodziców na spacer.
Jedyne „dzikie” miejsce jakie tu jest to tereny na rzeczką. Lasów w tym kraju nie uraczysz, Tata mówi, że Anglicy wycieli wszystkie drzewa by zbudować statki, dzięki którym mogli kolonizować odległe kraje, przez to teraz mają same pola, łąki i żywopłoty.
Skoro nie ma lasu to poszliśmy nad rzekę.
Niedziela ma to do siebie, że łąki przy wodzie przestają być kameralne i zamieniają się w Marszałkowską. Lepsze to i tak niż chodzenie po ciasnych chodnikach pomiędzy turystami.
Spacer był długi, rodzice trzymali się za ręce, rozmawiali, Mama zrobiła sobie ze mną parę zdjęć, bo Tata ma ich podobno bardzo dużo a Mama mniej.
Wracając, drogę zatarasowała nam krowa, pierwszy raz widziałam z tak bliska krowę.
Mama chciała ją przegonić, a Tata powiedział, że to kiepski pomysł bo po pierwsze, krowa słabo chodzi do tyłu, a była na wąskiej kładce, a po drugie, ich jest więcej.
Idąc za głosem rozsądku nadłożyliśmy drogi by nie wchodzić w konflikt z ulubionym zwierzęciem tutejszego narodu.
Po powrocie Mama zrobiła pyszną lasagnę a ja wieczorem dałam koncert.

Ewa

piątek, 16 września 2011

Spacery.

Mamy małe mieszkanie i Tata jak nie wyjdzie na spacer to się źle czuje, tym bardziej, że teraz nie jeździ na rowerze bo chce być bez przerwy ze mną. Swoją drogą ciekawe kiedy mu się znudzę, może lepiej jakby na ten rower wychodził.
Jak nie załatwiamy jakichś spraw "na mieście" to chodzimy do Parku za Rogiem, głównie dlatego, że Mama nie jest zbyt mobilna.
Dziś natomiast poszliśmy w całkiem nowe dla mnie miejsce, nad rzeczkę. Byłam bardzo zadowolona, bo tam jest zielono i są krowy, ćwierkają ptaki i mogę się cudownie wyspać na klatce Taty.


Oni też byli zadowoleni, wiem to, bo zrobili sobie za mną zdjęcia.
Ewa

Tata wybrał kiepskie zdjęcie bo mam czapkę na oczach, ach ten mój Tata.